Od jakiegoś czasu mam w planie zagłębić się bardziej w Polską fantastykę. Poszerzyć swoje horyzonty o utwory pisarzy, których książek jeszcze nie miałem w rękach. Jednym z takich autorów jest Jacek Piekara. Ucieszyłem się więc, gdy zobaczyłem mocno przecenioną książkę tego autora na straganie w podziemiach dworca Warszawa Zachodnia. Bez zastanowienia, nie mówiąc już o poczytaniu opinii w internecie kupiłem "Rycerza kielichów". Niestety to był błąd.. Błąd ten dostrzegłem w trakcie czytania.
Pierwsze strony nie zapowiadają jeszcze, że mamy do czynienia z – co tu ukrywać - gniotkiem. Wręcz przeciwnie - fabuła wciąga: główny bohater jest zwykłym szaraczkiem żyjącym w Polsce i pracującym w korporacji. Chodzi codziennie do pracy i narzeka na swoje monotonne życie. Zaczyna jednak śnić bardzo realistyczne i szczegółowe sny, w których lata na smoku nad jakąś krainą ubrany w zbroję, z przypasanym do boku mieczem. Jego zaintrygowanie sięga zenitu, gdy spotyka na ulicy dziewczynę, która zwraca uwagę głównego bohatera dokładnie opisując jego powracający sen. I tu zaczynają się już dziwy i bajeczki, bowiem główny bohater ni z tego, ni z owego pozwala obcej zamieszkać u siebie. Nieee, w ogóle nie wydaje mi się to naiwne i naciągane, wcale, a wcale... Ale kontynuujmy... Okazuje się, że dziewczyna jest medium, która zsyła sny na głównego bohatera. A te podobają mu się tak bardzo, że coraz chętniej przebywa w nich, tracąc kontakt z rzeczywistością. W świecie snu jest on bowiem mężnym Lanne Lloch l'annach - rycerzem obdarzanym głębokim respektem i bojaźnią przez innych. Egzystencję w świecie fantazji utrudnia trochę fakt, iż bohater zupełnie nie zna swojej fantastycznej przeszłości. Tymczasem inne osoby ewidentnie oczekują od niego zachowania, które wymaga znajomości wcześniejszych zdarzeń. Ale co to dla naszego bohatera! Przecież ma bystry umysł! Następnie Lane zaczyna prowadzić własną politykę. Nie znając techniki walki mieczem pokonuje najlepszego szermierza tamtych krain... i to dzięki czemu?! Otóż, w młodości nasz bohater często prał się na podwórkach Warszawy z rówieśnikami. To dało mu taką szkołę walki, jakiej nie daje nawet pobyt w klasztorze Shaolin, czy też służba w komandosach. Jego przeciwnik nie wiedział z jakim gierojem ma do czynienia. Niechybnie partner walki Lane w młodości bawił się lalkami, bo nie był w stanie obronić się przed jego sposobem walki. Później robi się jeszcze zabawniej. Lane nie mając pojęcia o dowodzeniu motywuje swoją armię (serwując żołnierzom pompatyczną, naiwną przemowę) do walki z przeważającymi kilkukrotnie siłami wroga - Suzerena. I dzięki fortelowi taktycznemu na poziomie szkoły podstawowej (zapewne to też umiejętność wyniesiona z młodzieńczych potyczek) wygrywa (sic!) bitwę. Od pewnego momentu w realnym świecie głównego bohatera i jego przyjaciółkę zaczynają prześladować tajemnicze zbiry. W zasadzie nie zostaje wyjaśnione co jest ich motywem. Wiadomo tylko, że "pewnym ludziom bardzo nie podoba się ingerencja bohatera w ten drugi świat". Okazuje się bowiem, że nie jest on tylko snem... Nie jest jednak nigdzie wyjaśnione czemu tym ludziom działanie Lane się nie podoba i w jaki sposób działają w realnym świecie - jaką tworzą organizację. No czeski film!
Mógłbym długo wymieniać nielogiczności i naiwności powieści, ale wystarczy! nie będę kopać leżącego! Główny bohater jest tak nieskazitelnie biały, czysty i szlachetny, że to aż razi w oczy. Fabuła jest nadęta i tak pompatyczna, że aż boli. Całość przypomina raczej bajkę dla dzieci, w której postaci są białe albo czarne, a brak jest odcieni pośrednich. Jest to jednak bajka z dużą ilością seksu, więc dla dzieci raczej się nie nadaje. Dla dorosłych też nie, bo naiwność książki budzi irytację. W efekcie nie jest to w zasadzie powieść dla nikogo... Istnieje sporo motywów, które nie zostały wyjaśnione, w zasadzie nie wiadomo co tam robią. Powoduje to wrażenie bałaganu w fabule, w której nie do końca wiadomo co? jak? dlaczego? Powieść ewidentnie pisana była z myślą o ciągu dalszym - większość wątków pozostaje otwarta i niedokończona. Potęguje to wrażenie chaosu w książce. Nie polecam...
Szczególnie szkoda mi fajnego pomysłu, który zaprzepaścił autor. Śnienie życia w alternatywnym świecie może być ukazane na 55 tysięcy sposobów, a autor wybrał zdecydowanie jeden z gorszych. Naprawdę, szkoda..
Tytuł: Rycerz kielichów
Autor: Jacek Piekara
Wydawnictwo: Runa
ilość stron:327
ocena: 4/10
Hmm, nie czytałem tej książki i po tej recenzji z pewnością już odpuszczę lekturę.. Nawet połowa wymienionych przez Ciebie niespójności już by mnie odrzucała.
OdpowiedzUsuńTak w ogóle, czytałem dwie ksiązki Piekary i nie rozumiem za bardzo zachwytu nad tym autorem. Pisze zaledwie poprawnie, w Polsce są o wiele lepsi od niego pisarze.
No proszę. Ja Piekarę czytam (opowiadania o Mordimerze Madderdinie) i jestem nimi zachwycony! Brakuje tam niespójności, Piekara świetnie operuje językiem polskim, a do tego mamy kapitalny humor. Polecam:)
OdpowiedzUsuńJa, póki co, przeczytałam Sługę Bożego pana Piekary. Szału nie było. Książka była dobra i lekka w odbiorze. Mam jeszcze zamiar w niedalekiej przyszłości przeczytać Ani słowa prawdy. A potem zobaczymy ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ubawiłam się setnie, czytając Twoją recenzję:-) Z Piekarą jest jak z filmami klasy C albo D - najlepiej czytać po piwku/wódce/kilku drinkach i na kompletnym luzie, bo to takie książeczki do podśmiechujek. Co ciekawe, Jacek wcale złym pisarzem nie jest, niektóre opowiadania ma naprawdę świetne, ale widać, że spędził nad takim jednym więcej czasu niż nad pisaniem całej powieści. Brutalne prawa rynku czytelniczego - chcesz żyć z pisarstwa, musisz się zeszmacić, jeśli nie jesteś wybitny.
OdpowiedzUsuń