W sobotę zostałem zaciągnięty do teatru. I nie chodzi o to, że nie lubię tam chodzić z własnej woli. Bardzo lubię. Ale jakoś tytuł "Porucznik z Inishmore" i towarzyszące mu zdjęcia w gablocie Teatru Współczesnego mnie nie zainteresowały. Darię, wręcz przeciwnie - bardzo chciała pójść na tę sztukę. Wiecie jak to jest z kobietą - sprzeciwisz się i za chwilę masz duży problem. Ja problemu mieć nie chciałem, więc się zgodziłem pójść. I nie żałuję.
"Porucznik z Inishmore" wystawiany jest na deskach "sceny w baraku" Teatru Współczesnego w Warszawie. Sam "barak" wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Widownia liczy sobie tylko 7 rzędów, z których ostatni oddalony jest od sceny o 10-12 metrów. Wszyscy mogą więc podziwiać kunszt aktorski i mimikę postaci. Ponadto nieduże rozmiary skutkują kameralną, nie taką sztywną i oficjalną atmosferą. Aktorzy są na wyciągnięcie ręki, scena nie znajduje się nawet na podwyższeniu, co dodatkowo sprzyja łamaniu barier między aktorami, a widownią.
Akcja sztuki napisanej przez znanego dramaturga Martina McDonagh'a dzieje się przez większość czasu na irlandzkiej wyspie Inishmore, skąd pochodzi Padraic (Borys Szyc) - okrutny i porywczy działacz bojówek o wolność Irlandii, któremu towarzysze broni nadali przydomek "wściekły". W wiosce tej mieszka jego ojciec - Donny (w tej roli Damian Damięcki), któremu Padraic powierzył w opiekę swojego jedynego przyjaciela - kota Tomaszka. Niestety, wkrótce młody hippis - Davey (Przemysław Kaczyński) o bujnej, ale niezbyt męskiej fryzurze znajduje Tomaszka martwego. Donny i Davey próbują ukryć przed Padraic'iem prawdę, która oczywiście wychodzi na jaw powodując wściekłość bojówkarza. W akcję zaplątana jest też siostra Davey'a - Mairead (Agnieszka Suchora) znana ze swego zamiłowania do kotów i tajonego uczucia do Padraica.
W sztuce na pierwszy plan wybija się świetna gra aktorów - w szczególności Borysa Szyca, który gra swoją postać niezwykle przekonująco. Jego mimika jest pełna ekspresji i to ona zwróciła właśnie moją uwagę. W sztuce dużo jest dodatkowych efektów specjalnych: a to ktoś jest podwieszony do sufitu na łańcuchach, a to znów krew po postrzale obryzguje ścianę. A krwi w tej sztuce dużo - szczególnie po przerwie możemy spodziewać się czarnego humoru i troszkę makabrycznej treści. Cała sztuka grana jest w oszczędnym, stwarzającym nastrój niepokoju świetle.
Nie mam wielkiego porównania, żeby ocenić jakość przedstawienia. Mogę tylko powiedzieć, że na mnie sztuka zrobiła duże wrażenie . Po raz kolejny przekonałem się, że zupełnie inaczej odbiera się grę aktorów na ekranie - a inaczej na żywo, kiedy nie można powiedzieć "cięcie" i powtórzyć scenę. Zdecydowanie w teatrze dużo bardziej doceniam ich kunszt. Polecam każdemu tą sztukę, obejrzenie jej stanowi bowiem ciekawe i pełne emocji przeżycie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz